Jednym z najważniejszych elementów Polskiego Ładu z perspektywy polskich przedsiębiorców jest tzw. estoński CIT. Wiele mówi się o tym, że ta forma opodatkowania oznacza też prawdziwe eldorado dla firmowych samochodów. Z czego wynikają takie twierdzenia? I czy regulacje dotyczące zaliczania w koszty wydatków związanych z samochodami przez spółki, które weszły do systemu estońskiego rzeczywiście są tak korzystne, jak jest to niekiedy przedstawiane?
Estoński CIT a samochody
W PIT i CIT obowiązują zasadniczo identyczne regulacje dotyczące samochodów osobowych. Przedsiębiorca korzystający z auta musi liczyć się z pewnymi ograniczeniami dotyczącymi zaliczania kosztów. Warto wziąć pod uwagę, że rata leasingowa i odpis amortyzacyjny stanowią koszt podatkowy w całości, ale tylko w przypadku, gdy wartość samochodu nie przekracza 150 tys. zł. W przypadku wyższej wartości kapitałowa część raty lub odpis amortyzacyjny są limitowane do poziomu 150 tys. zł. Podobne zasady jak te dotyczące rat i odpisów amortyzacyjnych dotyczą ubezpieczenia AC (i ewentualnie GAP). W przypadku gdy przedsiębiorca nie prowadzi ewidencji przebiegu pojazdu koszty eksploatacji są zaliczane do kosztów jedynie do poziomu 75%.
W przypadku wyboru estońskiego CIT nie stosuje się natomiast żadnych przepisów o zaliczaniu wydatków w koszty. Wynika to z tego, że podstawą opodatkowania jest zysk księgowy, przeznaczony do wypłaty. W teorii oznaczałoby to, że dotychczasowe straty podatkowe na ubezpieczeniu, amortyzacji czy eksploatacji w systemie estońskim przestałyby mieć znaczenie. Tak jednak do końca nie jest…
Użytkowanie samochodu – ukryte zyski?
Problem w tym, że w estońskim CIT istnieje swoisty odpowiednik wydatków niestanowiących kosztów uzyskania przychodów (popularnych „NKUP-ów”), którymi są tzw. ukryte zyski.
Ustawa o CIT odnosi się do użytkowania środków transportu wprost. Wynika z niej, że ukrytym zyskiem nie jest takie użytkowanie w sytuacji, gdy dany samochód jest wykorzystywany wyłącznie do działalności gospodarczej. W przeciwnym razie 50% wydatków związanych z takim pojazdem stanowi ukryty zysk.
Na ten moment trudno określić, czy opisane podejście DKIS należy traktować jako „wypadek przy pracy”, czy jest ono wyrazem ugruntowanego stanowiska Ministerstwa Finansów. Drugiej opcji niestety nie można wykluczyć. W takim przypadku trzeba spodziewać się kolejnego boju między podatnikami a skarbówką, który będzie trwał około 3 do nawet 4 lat.
Sęk jednak w tym, że ogólna definicja ukrytych zysków przewiduje, że beneficjentem świadczeń będących ukrytym zyskiem musi być wspólnik lub podmiot ze wspólnikiem powiązany. Co więcej, wypłata ukrytych zysków musi być powiązana z prawem do udziału w zyskach. Biorąc pod uwagę te kryteria, nie sposób uznać, że użytkowanie samochodów jest ukrytym zyskiem. Wyobraźmy sobie spółkę, która jest dealerem samochodów. Firmowa flota obejmuje np. 50 aut. Jednym z nich jeździ właściciel firmy, pozostałe 49 to albo samochody demonstracyjne i zastępcze, albo „zwykłe” samochody służbowe pracowników. Wspólnicy z tymi samochodami nie mają nic wspólnego i dealer może to z łatwością udowodnić. I choć czasami problem dokumentacyjny może powstać w przypadku samochodów demonstracyjnych, o tyle jest dość oczywiste, że wspólnicy nie korzystają prywatnie z pojazdów firmowych przypisanych do pracowników. Jeśli dodamy do tego jeszcze, że opisany w przykładzie samochód przypisany do właściciela to Maserati, a pracownicy jeżdżą Skodami Fabia…
Jeśli więc istnieje jakiś beneficjent prywatny takich samochodów firmowych, to jest nim dany pracownik, który korzysta z pojazdu do celów prywatnych. Taki sposób wykorzystywania auta jest jednak działalnością gospodarczą – to po prostu dodatkowy element wynagrodzenia pracownika, który jest zresztą po jego stronie oskładkowany i opodatkowany dla celów PIT. W tej sytuacji traktowanie 50% wydatków na taki samochód jako „ukrytych zysków” wspólnika lub podmiotu z nim powiązanego jest aberracją.
Prawidłowym podejściem do tego tematu jest więc opodatkowanie na zasadzie ukrytego zysku tylko tych aut, z których rzeczywiście korzystają wspólnicy – przy założeniu, że spółka potrafi wykazać, w jaki sposób auta są faktycznie używane.
Skarbówka jest na „nie”
Niejasne brzmienie przepisów ustawy o CIT zwiastowało jednak kłopoty i doczekaliśmy się ich już w pierwszym miesiącu 2022 r.
Chodzi o interpretację z 25 stycznia 2022 r. nr 0111-KDIB1-2.4010.554.2021.2.A, wydaną przez Dyrektora Krajowej Informacji Skarbowej. Fiskus uznał w niej, że używanie samochodów stanowi „ukryty zysk”, jeśli nie prowadzi się ewidencji przebiegu pojazdu samochodu. Organ odwołał się w tym zakresie do art. 16 ust. 5f ustawy o CIT, z którego wynika, że w przypadku nieprowadzenia przez podatnika ewidencji, o której mowa w art. 86a ust. 4 ustawy o podatku od towarów i usług [tzw. kilometrówki, pozwalającej odliczyć 100% VAT naliczonego – przyp. BM], uznaje się, że samochód osobowy jest wykorzystywany również do celów niezwiązanych z działalnością gospodarczą podatnika. Dyrektor KIS nie zauważył jednak, że w przypadku wyboru systemu estońskiego, art. 16 ustawy o CIT w ogóle nie ma zastosowania…
Eldorado – jest czy go nie ma?
Na ten moment trudno określić, czy opisane podejście DKIS należy traktować jako „wypadek przy pracy”, czy jest ono wyrazem ugruntowanego stanowiska Ministerstwa Finansów. Drugiej opcji niestety nie można wykluczyć. W takim przypadku trzeba spodziewać się kolejnego boju między podatnikami a skarbówką, który będzie trwał około 3 do nawet 4 lat – aż w sprawie ostatecznie wypowie się Naczelny Sąd Administracyjny. Moim zdaniem wykładnia DKIS jest całkowicie nieprawidłowa, jednak zawsze istnieje pewien poziom ryzyka przyjęcia przez sądy administracyjne skrajnie profiskalnej wykładni. O ile zatem przepisy ustawy przewidują bardzo korzystne rozwiązania, o tyle stanowisko fiskusa powoduje, że mówienie o „podatkowym eldorado” może być nieco przedwczesne – przynajmniej w tym sensie, że skutkuje ryzykiem sporu z organami podatkowymi.